
W drodze do Bangkoku
Nadeszła długo oczekiwana chwila. Jedziemy busem na lotnisko Berlin Schönefeld. Jest godzina 17:45, a za oknem króluje nieprzenikniona czerń. Ostatnie dni dostarczyły wielu emocji m.in. związanych z wyjazdem. Dobrze jest być w takim wartkim nurcie zdarzeń. Mimo otaczających mnie ciemności w środku czuję ekscytację na myśl o mojej drugiej w życiu wizycie w Azji.
Na oddalonym od Szczecina o 150 km lotnisku czeka na nas samolot linii Aerofłot. Martwię się, że mamy mało czasu na odprawę, chociaż wiem, że powinniśmy zdążyć. Przypomina mi się wyjazd do Azji z Agnieszką w 2013 roku. Wtedy była to podróż w nieznane. Teraz wiem, czego mniej więcej mogę się spodziewać. To nowe uczucie, które jest tak samo przyjemne jak myśl o Tajlandii. Ten kraj zobaczę przecież po raz pierwszy.

Nie mogę się doczekać momentu, kiedy wylądujemy w Bangkoku. Jednocześnie cieszę się, że jestem w podróży, że nie ma mnie jeszcze na miejscu. Tak wygląda moje szczęście – gdy jestem w drodze.
Przelot Berlin-Moskwa
Dojeżdżamy na lotnisko w Berlinie ok. 15 minut przed planowanym przyjazdem. Okazało się, że do odlotu mamy prawie 4 godziny, więc czasu jest aż nadto. Po sprawnej odprawie i bezproblemowej kontroli znajdujemy się w samolocie Aerofłotu. Rosyjskie linie lotnicze zaskakują mnie tym, że w swoim logo mają sierp i młot.

Lot do Moskwy przebiega spokojnie. Jest godz. 5 nad ranem, do odlotu do Bangkoku dzielą nas 2 godziny.
Udało mi się skontaktować z Omegą, która aktualnie mieszka w stolicy Tajlandii. Ma dużo ważnych obowiązków, ale ustalamy wstępnie, że spotkamy się chociaż na kawę. Omega radzi nam, żebyśmy w Bangkoku wybrali się na tramwaje wodne. To może być strzał w dziesiątkę, zwłaszcza jeśli chodzi o zwiedzanie miasta i fotografowanie. Nie mogę się doczekać!
Port lotniczy Moskwa-Szeremietiewo
Na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo widać sporo Rosji. Są matrioszki w sklepach, a z niektórych z nich spogląda sam Putin. Mijamy dywany na ścianach przy uzbeckiej knajpie. Ceny podawane są w rublach, a wszystkie napisy są po rosyjsku, angielsku i – co najciekawsze – po chińsku. Z jednej z wystaw zerka na mnie z obrazków w ramce kilka bohaterów komunizmu. Chciałbym kiedyś zwiedzić ten kraj i poznać mentalność jego mieszkańców. To, co zobaczyłem do tej pory na lotnisku, wygląda zachęcająco.

Samo lotnisko wydaje się być ogromne. Duże zagęszczenie bramek prowadzących do samolotów na małej powierzchni powoduje, że szybko robi się tłoczno. Lotnisko działa od 1922 roku i wciąż jest ważnym węzłem komunikacyjnym obsługującym kilkanaście milionów turystów rocznie. Coraz więcej przewoźników przenosi się jednak do nowszego poru lotniczego Moskwa-Domodiedowo.
Przelot Moskwa-Bangkok

Lot Aerofłotem przez Azję przypominał lot sprzed 4 lat. Wówczas lecieliśmy linami Saudia Airlines. Podobny ogromny samolot z 8 siedzeniami w rzędzie w konfiguracji 2+4+2 niezmiennie robi olbrzymie wrażenie. Tak samo jak liczba pasażerów. Samolot miał stuprocentowe obłożenie, co dla Boeinga 777 stanowi pond 300 podróżnych.

Podczas lotu dostaliśmy na śniadanie makaron z sosem pomidorowym, sałatkę, kromkę chleba i słodką bułkę. Na obiad zestaw był prawie taki sam, tylko zamiast makaronu podano kurczaka z ryżem i groszkiem. Kurczak niestety swoim wyglądem nie zachęcał do konsumpcji. Do posiłku na deser dostaliśmy ciastko z suszonych owoców i ciasteczko z wróżbą.
You should be able to undertake and accomplish anything.
Ciastko z wróżbą
Moja przepowiednia brzmiała obiecująco.
Podróż upływa głównie na jedzeniu, drzemkach i oglądaniu trasy przelotu lub rozmowie. Lot mija zaskakująco szybko. Po prawie 10 godzinach lądujemy w Tajlandii. Przechodzimy przez kontrolę paszportową. Do naszych paszportów trafiają wizy pozwalające nam do końca miesiąca przebywać na terenie Tajlandii. Lotnisko jest olbrzymie, przytłaczająca jest również liczba podróżujących.

Wymieniam ok. 300 dolarów na tajlandzkie baty. Pieniądze są dosyć duże w porównaniu do polskich, a na każdym egzemplarzu widnieje wizerunek króla. Czytałem trochę o dużym szacunku, jakim darzy się tutaj poprzedniego i obecnego władcę. Zakazane jest przydeptywanie banknotów, które upadły na ziemię. W konsekwencji można podobno trafić do więzienia. Po tej lekturze zastanawiam się przez chwilę, czy mogę w ogóle zginać pieniądze przed włożeniem do kieszeni. Po krótkim kombinowaniu stwierdzam, że nie da się ich nie zginać i wciskam plik zgiętych papierków do portfela. Wstrzymuję oddech… Uff! Albo nikt nie zauważył, albo król nie obraża się na zginanie jego wizerunku.

Pomimo fizycznego zmęczenia długą podróżą jestem zafascynowany myślą, że nadszedł czas, aby spróbować odnaleźć się w Bangkoku.


Jeden Komentarz
Jose Arcadio Morales
Ciekawe, ciekawe. Z niecierpliwością czekam na więcej…